Zimy ani jak na lekarstwo, więc zafundowałam sobie trochę szronu w wisiorku. Różne agaty widziałam, ale ten wpadł mi w oko od razu i nie namyślając się wcale nabyłam i do pudełka odłożyłam.
Ostatecznie naszyjnik wygląda jak na ekspozytorze, chociaż było już jak na zdjęciu poniżej. To z powodu zapodziania się białego chwostu. Zapadł się pod ziemię po prostu.
Na dodatek nie było białych chwostów w żadnym znanym mi sklepie, czy pasmanterii. Wkleiłam więc złocisty.
Nie podobał się w wersji złocistej i stwierdziłam, że kiedyś w końcu chwost dokupię, lub zguba się znajdzie i go przerobię. Do wymiany poszła też krawatka i sznur. Jak sądzicie, która wersja lepsza?
Pochwalę się jeszcze nabytkiem poczynionym w czasie ostatniej giełdy minerałów. Ten pierwszy to agat mszysty, który, mogę tak napisać, czekał na mnie rok, bo pierwszy raz zobaczyłam go podczas ubiegłorocznej giełdy. Zamierzałam już wyjść i wracać do domu, kiedy idąc w kierunku wyjścia zauważyłam jeszcze jedno stoisko należące chyba do Gruzinów. Zobaczyłam to cudo mając już wypatroszony portfel doszczętnie, a kartą nie można było u nich płacić (na szczęście). Kamień obłędny, ale cena powalająca. Wyszłam i o kamieniu zapomniałam. Tydzień temu spacerując sobie wśród stoisk tegorocznej giełdy nagle zauważyłam tamtych Gruzinów, którzy na dodatek nadal mieli ten kamień. Co więcej okazało się, że sprzedają go za dużo niższą cenę - prawie połowę taniej 😁. No i jest u mnie, chociaż kupiłam go dla koleżanki. 'Moi' Gruzini obiecali przywieźć coś podobnego w mniejszym rozmiarze bo ten jest gigantem.
Ferie już się skończyły, więc robótki odkładam do pudełek i do szafy i do następnego dłuższego wolnego czasu czekam. Będę mieć o czym myśleć i nad czym kombinować, bo koleżanka pewnie niecierpliwie będzie czekać na nowy naszyjnik.
Pozdrawiam Was serdecznie. Dziękuję za miłe komentarze i wizyty. Do następnego postu.