Dzisiaj tłusty czwartek i na usilne prośby mojego dziecka zrobiłam faworki. Kiedyś robiłam je z mamą tradycyjnie co roku, ale teraz chyba z lenistwa nie chce mi się ich robić. Osobiście wolę pączki szczególnie takie z nadzieniem różanym. Kupuję je więc i problem z głowy. Ale jak tu nie ulec prośbom sześciolatka. Nie było innego wyjścia jak tylko zakasać rękawy i brać się do roboty.
W zasadzie powinnam zacząć od informacji o bransoletce. Napiszę tak. Mam w głowie długą listę 'muszę to mieć', czyli projekty widziane u kogoś, które tak mi się podobają, że muszę mieć coś takiego samego. Tę bransoletkę zobaczyłam u Weroniki tutaj pewnie rok temu i od tamtej pory nie dawała mi spokoju. Pozostawiłam kolory jak w pierwowzorze, ale nie ukrywam, że mam już koraliki triangle w brązie i czerwone z myślą o kolejnych wersjach.
Przygotowując ciasto na faworki zajrzałam do YT skąd dowiedziałam się że można faworki upiec w piekarniku bez tłuszczu jak ciastka. Autorka takiej wersji zachwalała je dodatkowo argumentując, że są mniej kaloryczne i nie leżą kamieniem w żołądku. Skusiłam się i dwie blachy z faworkami poszły do piekarnika. Był to pierwszy i ostatni raz. Te piekarnikowe ani nie umywają się do tradycyjnych: delikatnych, chrupiących i po prostu pysznych.
Jutro piątek, więc weekendu początek. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego weekendu. A jeszcze dzisiaj poluźnijcie paski i zajadajcie chrusty i pączki, bo za tydzień już Wielki Post.